Alaksandr Łukaszenka, prezydent Białorusi, ujawnił powody swojej ostatniej niedyspozycji. Plotki mówiły, że jest ciężko chory. Ten ucina spekulacje i zapewnia, że nie wybiera się na drugą stronę rzeki.

Adenowirus. To przyczyna problemów ze zdrowiem Alaksandra Łukaszenki. Tak przynajmniej twierdzi sam zainteresowany. To przez chorobę związaną zakażeniem tym wirusem, był ostatnio niedysponowany.

Jeśli ktoś myśli, że umrę, niech się uspokoi – stwierdził Łukaszenka w wywiadzie z białoruską tubą propagandową BeITA.

To, że było go ostatnio mniej w przestrzeni publicznej, tłumaczy koniecznością poddania się terapii. Adenowirusy powodują przeziębienie, gorączkę, ból gardła, zapalenie oskrzeli, płuc czy biegunkę.

REKLAMA

Właśnie dlatego nie umrę, chłopaki. Jeszcze długo będziecie musieli mnie znosić – stwierdził Łukaszenka.

Dziennikarze Radia ZET informują, że w nocy z soboty na niedzielę, w miejscowości Brzeźno Łyńskie na Mazurach, niezidentyfikowany obiekt uderzył w ziemię. Potwierdzili to świadkowie zdarzenia.

Sytuację opisują Mariusz Gieraszewski oraz Radosław Gruca. W miejscu, w którym coś uderzyło w ziemię, po chwili pojawili się policjanci oraz trzy zastępy straży pożarnej. Świadkowie opowiadają, że strażaków wezwać miał ktoś, kto widział zdarzenie.

Tuż przed północą słyszałam jakby wystrzał. To było dosyć głośne, psy zaczęły szczekać. To było zupełnie coś innego, niż strzelanie myśliwych w lesie. Długi wystrzał, przeciągły, podobny do petardy, ale znacznie silniejszy. Później zobaczyłam światła straży pożarnej, myślałam, że coś wydarzyło się u sąsiadów – mówi dziennikarzom jedna z mieszkanek Brzeźna Łyńskiego.

Po okolicznych lasach w niedzielę krążyć mieli strażnicy leśni. Świadek zdarzenia przekazał służbom, że widział upadek jakiego obiektu oraz łunę od pożaru.

REKLAMA

Wyszłam przed dom i zobaczyłam zastępy straży pożarnej i policję, wymieniliśmy kilka zdań. Potwierdzono moje przypuszczenia, że to był jakiś wystrzał. Podobno osoby zgłaszające widziały jakąś łunę, jakby ogień, ja tego nie widziałam, tylko słyszałam. Służby chciały się zorientować, gdzie to było. Zebrali się i pojechali w stronę lasu i jeziora. Ujadające psy obudziły mnie znowu koło drugiej w nocy. Usłyszałam odgłos helikoptera, który dosyć nisko latał nad wsią, miał światła penetrujące okolicę i robił duże koła, latając od jeziora do wsi – kontynuuje rozmówczyni Radia ZET.

Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Polskiego potwierdziło, że do poszukiwania obiektu wykorzystano śmigłowiec Anakonda W-3WARM. Przeczesywał on rejon Nidzicy.

zobacz także

Tyle zarobi Szymon Marciniak za prowadzenie finału Ligi Mistrzów. Lewandowski może się uśmiechnąć, ale jego w finale nie będzie

Prokuratura nie wszczęła postępowania po doniesieniu wiceprezydenta miasta – polityka Polski 2050. W tle „spór” z lokalnym portalem internetowym. I „propozycja” nie do odrzucenia?

O godz. 0.43 załoga dyżurna SAR pełniąca dyżur ratowniczy na lotnisku 43. Bazy Lotnictwa Morskiego w Gdyni-Babich Dołach, otrzymała zadanie poszukiwania obiektu, którego upadek zaobserwowano w okolicach miejscowości Brzeźno Łyńskie w pobliżu Nidzicy. Śmigłowiec poszukiwawczo-ratowniczy W-3WARM Anakonda wystartował o godzinie 1.02 i po godzinie lotu osiągnął rejon poszukiwań. Po pół godzinie poszukiwań zadanie przerwano na polecenie służb koordynujących akcję. Śmigłowiec powrócił na macierzyste lotnisko Oksywie o godz. 3.20 – pisze na swojej internetowej stronie Wojsko Polskie.

„ZET-ka” nie dostała odpowiedzi na przesłane o sytuację do Ministerstwa Obrony Narodowej pytania.

źródło: Radio ZET, foto: PAP

Łukaszenka: „Nie umrę. Jeszcze długo będzie mnie znosić”. Na co chorował?